"Zastanawialiście się kiedyś, co wam dają wasze związki? Co dzięki nim macie? Jacy jesteście? Gdzie jesteście? A może jest tu ktoś, kto przed wejściem w daną relację spisał sobie warunki brzegowe? Czego by chciał i czego by napewno nie chciał? Jeśli nigdy o tym nie myśleliście, skąd wiecie, czy wam dobrze czy nie i dokąd zmierzacie?

Ponownie dam prztyczka w nos mitowi romantycznej miłości. Bo miłość jest piękna, ale sama w sobie nie wystarczy. Większość relacji rozpada się z kilku powodów - niedopasowania, pomylenia fascynacji z zakochaniem, wejścia w toksyczny schemat lub braku oczekiwań co do związku i tego, co ma wam dawać i jak macie się w nim czuć. Wpojono nam, że oczekiwania są złe i najlepiej nie oczekiwać. Bo się rozczarujemy i lepiej się miło zaskoczyć niż rozczarować. I to z jednej strony jest prawda. Ale z drugiej jak nie będziemy oczekiwali złotych monet i zamiast nich otrzymamy fałszywki, to raz - nie zauważymy, dwa - zadowolimy się byle czym. No bo może fałszywkami też można płacić?

Wiecie co robi większość osób, które nie wiedzą, czego chcą? Dostosowuje się! Nie wiem, czy mężczyźni też. Ja zrobiłam krótki research na kobietach i co się okazało? Że części z nich od początku coś w partnerze nie pasowało, a to charakter, a to że sknera, a to że mało zmysłowy albo inteligentny. No ale był pod ręką. Zależało mu i się pięknie dostosowały. Sama tak robiłam, mając na swoim koncie wiele fakapów. Dlaczego? Bo nie definiując czego chcę, a czego napewno nie chcę, a przede wszystkim, co ma mi ten związek dać, brałam co dają. Nie dlatego, że nie było innego wyboru. Trochę z lenistwa. Trochę dlatego, że sprawy zaszły za daleko. Przymykałam oko. Zamiast ananasów wybierając banany. Więc nie mylmy dopasowywania się z dostosowywaniem. Sytuacji, w której większość rzeczy nam pasuje i musimy się po prostu dotrzeć, żeby razem funkcjonować, z dostosowywaniem się do kogoś, kto nam za cholerę nie pasuje. Ale był pod ręką. Bo za 20 lat przy obiedzie zamiast zdania podaj mi sól, może nam się wymsknąć, że spierdolił nam życie. 

Zapytałam ostatnio znajomej, która ma notyryczne wahania czy relacja, w której jest, jest napewno ta odpowiednią i co jej ten związek daje. Bo jakiś czas temu ktoś zadał to pytanie mnie i głowiąc się i szukając odpowiedzi, doszłam do wniosku, że... nic. I go skończyłam. Bo skoro 1+1 równa się zero, to jest bez sensu. I ta znajoma odpowiedziała, że no jak to, on przecież ją tak baaardzo kocha. No i? A jak Tobie w tym? Jak Ty się czujesz z tą miłością? Co sama czujesz i przede wszystkim co Ci ta relacja daje?

Wiecie dlaczego większość z was tkwi w gównianych związkach? Bo nie wie czego chce! Kiedyś śmiałam się z tego, że ludzie spisują warunki brzegowe na kartce. A potem doszłam do wniosku, że to ma sens. Po pierwsze należy spisać rzeczy, w których napewno musimy się zgadzać, żeby nam było dobrze. Czyli np. jeśli on chce dzieci, a my napewno nie, nie wchodźmy w relację z nadzieją, że nam się za 5 lat odmieni albo on nas przekona. Bo jeśli nie, to zmarnujemy 5 lat. Jemu i sobie. Albo będziemy żyć razem długo i nieszczęśliwie, bo jedno z nas nie zrealizowało marzenia. Tak samo kwestia ma się w sprawie legalizacji związku, religii czy innych tematów fundamentalnych, które mogą związek rozwalić albo unieszczęśliwić. A potem spiszmy to, co jest dla nas istotne, jeśli chodzi o partnera i związek. Jaki ma być i co dawać. Jak się mamy w nim i dzięki niemu czuć. Takie podejście może i jest małostkowe, ale uwierzcie mi, zaoszczędzi sporo rozczarowań i czasu. Jak szukamy samochodu, to też wiemy jaki silnik czy kolor. Nie zakładamy, że ma mieć jedynie 4 koła. No właśnie! Z tym, że samochody zmieniamy na ogół po kilku latach. A chcielibyśmy zazwyczaj, żeby związek był na całe życie.

Zatem nie dziwcie się, że wasze relacje są byle jakie. Skoro nie potraficie określić, jakie one mają być. Co wam dawać. I jaka ma być osoba, z którą chcecie resztę życia spędzić. 

To pięknie i idealistycznie myśleć, że jak ją/jego będziemy bardzo, bardzo, bardzo mocno kochać, to razem umrzemy. Z tym, że takie myślenie pasuje dzieciakowi i przytulance, ewentualnie nastolatkom. Dobre związki, to praca nad sobą i relacją. Ale przede wszystkim określenie założeń, które sprawią, że to będzie przyjemna praca. A nie orka na ugorze".