Reposted from ksx4system via laparisienne
Reposted from ksx4system via laparisienne
Spójrzcie na parę ludzi. Widzicie dwie osoby prawda? A tak naprawdę za nimi stoi cały tłum. Nasi rodzice. Osoby, które wywarły na nas wpływ. Wszyscy byli partnerzy. Ten bagaż wnosimy też ze sobą do każdego związku. Dlatego sama miłość nie wystarczy i dlatego praca nad relacjami jest taka trudna. Nie tylko musimy się w wielu sytuacjach zmierzyć ze swoimi lękami i mechanizmami, które wypracowaliśmy przez szereg lat, ale i z takim samym bagażem partnera. To jest ok! Każdy z nas ma mniejszy lub większy bagaż.
Jednak nie masz magicznej mocy zmieniania ludzi. To nierealne, że ktoś się zmieni pod Twoim wpływem albo dla Ciebie. Ktoś może postanowić, że się zmieni, bo komunikaty, które mu przekażesz odnośnie jego zachowania przyjmie do siebie i zacznie pracę. Ale to tak nie działa, że bawidamek się statkuje przy boku tej jednej jedynej, a przemocowiec zamienia w potulnego misia. Możesz i masz moc mówienia, że takie zachowanie Cię rani i nie chcesz go w swojej relacji. Nie masz mocy leczenia cudzych traum czy kompleksów.
A jeśli przegapiliśmy nasz moment? Jeśli jest już za późno na cokolwiek? Jeśli ułożenie sobie życia w jakiejkolwiek skali nie ma już żadnych szans i jesteśmy skazani na samotność? Jeśli nieustanne poszukiwanie i dokonywanie wyborów sprawiło, że każda z możliwych już dostępnych opcji jest tak naprawdę niemożliwa, bo sami ją odrzucamy. Jeśli dążąc do perfekcji albo uciekając przed dorosłością zostaliśmy pomiędzy?
Młodym ludziom jest łatwiej wiązać się w pary. Nie mają oczekiwań i naleciałości z poprzednich związków. Co prawda, gdybym wyszła za mąż w wieku dwudziestu kilku lat, być może teraz byłabym na rynku wtórnym po dwóch rozwodach, a tak mój związek ma szansę przetrwać przynajmniej do 60-tki. Ale moje relacje są coraz krótsze...
Z jednej strony jestem coraz bardziej świadoma siebie, wiem czego szukam, co chcę, czego nie chcę. Ale to złudne. To stwarza za dużo kombinacji, a raczej za dużo możliwości odrzutu, bo im człowiek starszy, tym tego "nie chcę" robi się coraz więcej, coraz trudniej iść na kompromis, a coraz łatwiej powiedzieć, wiesz co spadaj. Dobrze mi było samej, więc po co mam się męczyć z Tobą?
Do tego dochodzą wszystkie naleciałości z poprzednich relacji. Krzywdy, których się doznało. Momenty, kiedy ktoś chciał Cię zmienić lub coś nie grało. To się siłą rzeczy przenosi na nowe relacje, zwracając na to uwagę w pierwszej kolejności. Więc jeśli ktoś Cię zdradził, będziesz wyczulony na oznaki niewierności i będziesz miał problemy z zaufaniem. Jeśli nie działała proza życia albo nie umieliście gospodarować wspólnie finansami, to będzie dla Ciebie numer jeden i będziesz chciał głównie, żeby to działało. To tak w dużym skrócie.
- (...) Umiejętność przechodzenia żałoby jest nam potrzebna przez całe życie.
- Bo ludzie dookoła wciąż umierają.
- Są też mniejsze żałoby. Po szczęśliwie zakończonym projekcie w pracy trzeba się pożegnać z pewnym rodzajem ekscytacji. Albo żałoba związana może być z tym, że się kończy jakiś etap w życiu, ktoś wyjeżdza, z kimś się rozstajemy, niekoniecznie umiera. Coś gubimy, tracimy. Tych okazji do żałowania jest dużo. Ludzie mają często taki oto pomysł, że zdrowie psychicznie polega na nieprzeżywaniu rozmaitych form obniżonego nastroju, przygnębienia, stanów depresyjnych. Bo jak ktoś to przeżywa, to niedobrze i powinien coś zrobić, żeby tego nie było.
- Pastylkę połknąć.
- Tymczasem nie można ominąć procesu żałoby. Gdy ktoś próbuje usunąć z umysłu związane z tym trudne emocje, to one wrócą. Najczęściej w postaci prawdziwej depresji. Człowiek dojrzały potrafi przeżyć żałobę, to znaczy wytrzymać pojawiające się w jej trakcie uczucia i pójść dalej. To ciężka praca, ale dopiero po jej wykonaniu można się uwolnić. Trudne stany umysłu nie są wieczne, one mijają. I żeby minęły, musimy je wytrzymać, być w nich, myśleć o nich i - jeśli coś jest zbyt trudne - szukać wsparcia u innych ludzi.
Sposób rozmowy z terapeutą subtelnie różni się od zwykłych rozmów. Terapeuta mniej pyta o fakty, więcej o przeżycia, uczucia, subiektywne znaczenie wydarzeń dla klienta. Dzięki temu klient zyskuje głębsze zrozumienie siebie i swoich działań. Z psychoterapii wyłączona jest też zwyczajna w rozmowach przyjacielskich wzajemność: „ja mówię o swoich kłopotach i radościach, ty o swoich”. W czasie spotkania uwaga terapeuty skupiona jest więc w pełni na kliencie. Stara się on rozumieć, jest empatyczny – dzięki temu klientowi łatwiej poznać siebie i często doznaje ulgi. Terapeuta dzieli się swoimi spostrzeżeniami, reakcjami. Służą one jednak klientowi – lepszemu poznaniu i rozumieniu siebie – nie zaś np. poprawie samopoczucia terapeuty.
W codziennych rozmowach spotykamy się często z poradami bądź pocieszaniem. Nierzadko słyszymy: „Powinnaś dać sobie z nim spokój”, „Nie martw się, wszystko będzie dobrze”. W psychoterapii terapeuta nie wskaże klientowi drogi, którą ma pójść – będzie za to aktywnie pomagał mu znaleźć jego własną, najlepszą dla siebie ścieżkę. Nie zbagatelizuje kłopotu pustym pocieszaniem, za to pomoże w dotarciu do własnych uczuć, ich zrozumieniu, bezpiecznym wyrażeniu ich, uwolnieniu się od ich ciężaru.